Cztery miesiące we Francji na „rezydencji artystycznej” to może być coś ciekawego, więc mimo, że ten blog mógłby dotyczyć jogi, do której jest przypisany, na 4 miesiące porzucam jogę, a próbuję opisywać i życie w 16-osobowej grupie, w niełatwych warunkach podczas intensywnej pracy, w dodatku pracy nie tylko nad warsztatem aktorskim, ale nad sobą.
Chcę też opisywać różne treningi aktorskie, które proponują codziennie rano osoby z grupy, a także pracę nad spektaklem (może raczej „wydarzeniem”) z kolejnymi mistrzami.
I do tego piękna Burgundia, z której uroków nie czerpiemy może wiele, ale wystarczająco dużo, żeby degustować różne Chablis w samym sercu rejonu Chablis i wałęsać się po szalenie malowniczych tutejszych wioszczynach w rzadkie dni wolne.
Jakoś w drugiej połowie lutego ukazało się w newsletterze Instytutu Grotowskiego zaproszenie na warsztaty, które miały wyłonić grupę aktorów-śpiewaków do czteromiesięcznej pracy nad spektaklem we Francji. Warunkiem było przysłanie zapisu wideo z własną pracą aktorską albo pracą głosem. Spośród ponad 50 zgłoszeń z Europy, na warsztat zaproszono 20 osób.
Warsztat był interesujący sam w sobie: nauka śpiewu gregoriańskiego z Marcelem Peresem – światową znakomitością w tej dziedzinie. Dzięki jego badaniom i wprowadzaniem tego, co odkrył w dawnych księgach do repertuaru, śpiew ten nabrał nowego życia – w jego wykonaniu nie brzmi anielsko, ale lekko chrapliwie, z mnóstwem ozdobników przypomina czasem śpiewy z innych kultur – arabskiej czy indyjskiej albo śpiewy sardyńskie i korsykańskie. Jest w nim więcej prawdy płynącej z głębi trzewi, a może raczej z głębi duszy.
To dla pracy z Marcelem Peresem, którego płyt od kilku lat słuchałam i na którego koncert w zeszłym roku wybrałam się do Jarosławia na Festiwal „Pieśń naszych korzeni”, zaangażowałam się w tę przygodę.
Drugą osobą prowadzącą warsztat we Wrocławiu, był Fabrice Nicot – dyrektor artystyczny Festiwalu des Arts Sacres Andrei Tarkovski, który odbędzie się w lipcu w Pontigny w Burgundii. Do spektaklu przez siebie m.in. przygotowywanego, potrzebował śpiewających aktorów. Aktorów wywodzących się z „teatru fizycznego”, jak się tę metodę pracy teraz nazywa, a którą zainicjował Jerzy Grotowski. Podstawą jest tu improwizacja, każdy z twórców na świecie inaczej ją jednak rozwija.
Nie piszę tu o wszystkich swoich rozterkach: spróbować? to przecież dla młodych ludzi (dwie nieprzespane noce). Jak to technicznie rozwiązać? Przecież nie grałam od dawna, a tu trzeba coś zaproponować (najlepiej z „Pieśni nad Pieśniami” albo z „Biesów” Dostojewskiego, bo nad tym mamy później pracować), zorganizować nagranie wideo, znaleźć możliwość przesłania tego w sieci (ani mail, ani Dropbox nie chciał zaakceptować tak ciężkiego pliku). Potem jeszcze, kiedy już mnie na warsztat we Wrocławiu zaproszono, błyskawicznie nauczyć się tekstów, poćwiczyć śpiew.
Kiedy po warsztacie przyszedł mail, że jestem zaproszona do Francji, w ciągu niespełna dwóch tygodni musiałam zorganizować zastępstwa na jogę, popisać na zapas teksty do miesięcznika, pozamykać wszystkie możliwe sprawy.
I oto we wtorek dwa tygodnie temu, 8 kwietnia, znaleźliśmy się wszyscy – osoby, które biorą udział w przedsięwzięciu – na zamku na południe od Paryża.
Część z nas już się znała z Wrocławia: Marta – Polka, najmłodsza w grupie, Davit – Ormianin z polskim paszportem, Włoszka Sylwia i jej przyjaciółka Angie – Austriaczka, Hiszpan Manu, Kanadyjczyk z Quebecku Guillam. Ale było też kilka nowych osób: Francuzka Juliette, Australijka Hanna, Meksykanka Betsabel i dwóch indyjskich mnichów Babu i Nirandżan. Chorwatka Adriana, Francuzko-Brazylijka Thilda i Amerykanka Getney dojechały później. Ciekawostka: losy Amerykanki ważyły się do końca, ponieważ Francuzi nie chcieli jej dać wizy dłużej niż na trzy miesiące. Organizatorzy poruszyli wszystkie możliwe instytucje kulturalne i dopiero gdy się wydawało, że już nie ma na co liczyć, ktoś to jednak odblokował.
Zameczek – bo tak chyba trzeba przetłumaczyć francuskie „chateau” – pod Paryńżem, w którym pracowaliśmy przez pierwsze dni pobytu, a do którego właśnie wróciliśmy na najbliższy miesiąc pracy
Część grupy w czasie posiłku w zamkowej kuchni. Pierwszy po prawej – znakomity Marcel Peres, który uczy nas chorału.