Jedna zmiana w przebiegu sobotnich warsztatów (19.05.2018) „SOS na stres”, nadała im nową jakość!
Niby wszystko odbywało się podobnie – na warsztaty, po raz trzeci w klimatycznej sali „Nad Drzewami” niedaleko Góry Kalwarii i Czerska, znowu przybyło kilka stałych bywalczyń i osoby nowe.
Joga przeplatała się z prostymi, wyciszającymi medytacjami mindfulness (prowadzonymi przez Ewę Maryańską), do pokoiku na dole wymykała się co jakiś czas któraś z uczestniczek na najlepszy pod słońcem (pewnie z wyjątkiem Hawajów) masaż Lomi lomi wykonywany przez Irenę Dębską.
No, może joga – poza Powitaniami Słońca – była mniej wymagająca niż zwykle. Opisałam ją jako jogę medytacyjną czy medytację w ruchu – skupialiśmy się na kilku fragmentach naszego ciała i na polepszaniu kontaktu z nimi, odczuwania kiedy są zwarte (np. biodra), kiedy się rozciągają, a kiedy są rozluźnione. Nie chodziło nam o „zrobienie postępów” w wydłużaniu, rozciąganiu, otwieraniu, ale o poczucie tego procesu.
Ale to nie to inne podejście do jogi było prawdziwą zmianą, która zresztą zrodziła się nie z głębokiego przemyślenia, lecz z… braku: ponieważ masażystka Irena miała inne zobowiązania i wydawało się, że nie przyjedzie „Nad Drzewa”, zdecydowałyśmy z Ewą od mindfulness zaprosić Bogdana Halickiego, świetnego muzyka i kompozytora, wykonującego m.in. medytacyjną muzykę na gongach, żeby koncertem uświetnił nasze warsztaty.
I to właśnie jego koncert nadał warsztatom nową jakość.
Przez cały dzień, różnymi technikami, pracowaliśmy nad pozbyciem się stresu: były i proste ćwiczenia z pranajamy – uspokajających technik oddechowych, był głęboki relaks w pozycjach opracowanych przez Judith Lasater, były medytacje.
Ale zwieńczeniem tego wszystkiego okazał się koncert, który, tak jak twórca muzyki założył, spowodował dodatkowe ukojenie. Przed tą ostatnią częścią warsztatów Halicki wyjaśnił, czego można oczekiwać po takiej muzyce – wprowadzenia w stan alfa, a potem również gamma i delta. To pewnie jedyna muzyka, w której sukcesem dla twórcy i wykonawcy jest to, że wszyscy słuchacze słodko zasypiają (koncertu słucha się na leżąco).
Po koncercie Halicki,odpowiadając na pytania, wyjaśnił kojące działanie tej muzyki różnicą strojów –cała współczesna muzyka rozrywkowa, poważna i jazz grana jest w częstotliwości 440 Hz i powyżej, a częstotliwość 432 Hz, w której nagrana była i odtwarzana z taśmy muzyka-podkład, jest pierwotna i naturalna, stąd też nazywa się ją czasem częstotliwością kosmiczną.
Ta uzdrawiająca częstotliwość występuje naturalnie w przyrodzie – w szumie drzew i wody, śpiewie ptaków, itp. Mówi się też o niej jako o częstotliwości pitagorejskiej – Pitagoras opracował pierwsze jej zasady. Podkład nagrany w tym stroju oraz fascynujący dźwięk gongu i niepokojący, rytmiczny bęben sprawiły, że wszyscy słuchacze mieli ciekawe doznania w czasie koncertu-snu. Niektórzy o nich opowiadali, były bardzo różne.
Koncert okazał się dopełnieniem, podsumowaniem wszystkich technik relaksacyjnych, które ćwiczyliśmy.
„Z warsztatów wszyscy wyszliśmy z technikami na poradzenie sobie ze stresem w codziennym życiu” – stwierdziła jedna z uczestniczek. Nikt nie zgłosił sprzeciwu, więc mamy nadzieję, że cel warsztatów został osiągnięty.
A dziś rano dostałam taki sms: Ewy, dzięki za wczoraj. Nie pamiętam, kiedy ostatnio obudziłam się tak wypoczęta jak dziś. Jesteście cudowne!
Dla takich sms-ów warto organizować warsztaty!